|
Po prostu kon:
Grzywa, bujna, rozwiana
Ogon, dumnie uniesiony
Oczy, piekne i madre
Kopyta, o ziemie uderzaja
To tylko Kon
To az kon
Jednorog
Piekny niby koniu
Piekny niby koniu...
Uratuj mnie
Przed zadeptaniem, w jednej z tych przepelnionych ciezarozwek
Widze..
Juz dla mnie ratunku nie ma
Kiedy sie przewracam
stratowany przez kopyta konia
dwa razy wiekszego o de mnie
Zostala mi jeszcze chwilka zycia
Nic mnie juz nie uratuje
Przemija
A jednak
Przez ten tlok
przebijasz sie ty
Z rogiem jednym
Nad wyraz cudny
I bierzesz ze soba tez inne konie,
ktorym sil juz nie starczylo na dojechanie
do celu...
To akurat smutny wiersz, o transporcie koni w ostatnia droge.
Brak tytulu:
Czy lece?
Czy biegne?
Czy ide?
Ma grzywa rozwiana
Na wietrze powiewa
I ogon moj bujny
i oczy me czujne
Na preriach serce zostalo
Mustang:
Oczy blyszczace,
Ma siersc lsniaca
Odbija sie w sloncu
A ja ide
I nic sie nie liczy
Bo wolny jestem
Jak kon
Jak Mustang
Jak ja
Jazda pod poczatkujacym jezdzcem:
Czy sie obijam?
Nie.
Czy ma ktos prawo mnie bic?
Za to, ze ide lewo, zamiast w prawo
Że klusuje, zamiast galopowac,
Bo lydka sie obija
Tylko bat ciagle pracuje
Dlaczego
Gdy za to zrzocam
Dostaje jeszcze wiecej batow?
Jeszcze wiecej
I jeszcze
I jeszcze wiecej takich jezdzcow
Przeciez, ja ucze.
Ja ucze dobrze,
Spotkalam niedawno takiego konia, Kasetke.
Zrzocala, jak dostawala ciagle baty. Ona po prostu uczyla. Dobrze przylozysz lydek, zagalopuje, odstawisz lydke dodasz bata, przejdzie do stepa. I za to ciagle jej sie dostawalo. A to przeciez skarb miac takiego konia! To dla niej ten wiersz:)
Mam nadzieja, ze Wam sie spodobaja:) |
|
|
|